Szostakowski twierdził, że rozwiązania powinny być pragmatyczne, a nie „nacechowane ideologicznie”. Sprzeciw Szostakowskiego i radnych, którym przewodzi był na tyle skuteczny, że Prezydent Trzaskowski musiał wycofać swój projekt z obrad. Polityczne turbulencje były tak duże, że w konsekwencji sporu z funkcji zrezygnował wiceprezydent odpowiedzialny za politykę społeczną.
Szostakowski donosił o nocnych libacjach
Zaledwie kilka dni przed decydującym głosowaniem, Szostakowski alarmował o alkoholowych problemach Gocławia. Interpelacja radnego dotyczyła natężenia sklepów monopolowych przy ul. Abrahama 1 na Pradze-Południe – dzielnicy sąsiadującej z terenem planowanego pilotażu, ale w nim nieujętej.
Radny, powołując się na skargi mieszkańców, alarmował o „wyjątkowo uciążliwej sytuacji” spowodowanej „wyjątkowo dużą koncentracją punktów sprzedaży alkoholu”, w tym sklepu całodobowego. Wymienione problemy to dokładny katalog patologii, które miała ograniczyć ogólnomiejska prohibicja:
• Głośne libacje alkoholowe trwające do późnych godzin nocnych.
• Akty agresji i bójki.
• Załatwianie potrzeb fizjologicznych w przestrzeni publicznej.
• Permanentny hałas zmuszający mieszkańców do zamykania okien.
Szostakowski domagał się od Prezydenta użycia najostrzejszych środków: cofnięcia koncesji i ograniczenia liczby punktów całodobowej sprzedaży. Niekonsekwencja nad wyraz widoczna: krytykował ogólny zakaz, ale w konkretnym miejscu domagał się de facto eliminacji sprzedaży alkoholu.
Prawny kontratak ratusza
Odpowiedź Prezydenta m.st. Warszawy obnażyła iluzoryczność „chirurgicznego” podejścia proponowanego przez Szostakowskiego.
Ratusz jasno wskazał na prawne ograniczenia:
• Brak możliwości regulacji koncentracji: Miasto nie może prawnie regulować nasycenia sklepów alkoholem na danym obszarze. Prezydent nie może odmówić koncesji, jeśli przedsiębiorca spełnia formalne wymogi. Co więcej, Ustawa o wychowaniu w trzeźwości nie warunkuje wydania zezwolenia na sprzedaż od sprawdzenia komfortu życia mieszkańców.
• Trudności z cofnięciem koncesji: Cofnięcie zezwolenia jest możliwe tylko pod rygorystycznymi warunkami – m.in. udowodnienia, że sprzedawca nie powiadamia organów porządkowych o problemach. W przypadku ul. Abrahama 1, choć Straż Miejska przyjęła 13 zgłoszeń, nie stwierdzono podstaw do cofnięcia, ponieważ nie było przypadku nielegalnej sprzedaży (np. nietrzeźwym).
• Jedyny dostępny środek: Jedyną efektywną kompetencją Rady Miasta w walce z całodobową sprzedażą jest wprowadzenie nocnego zakazu sprzedaży – tego samego, który został zablokowany przez klub Szostakowskiego.
Polityczna gra doświadczonego samorządowca
Pytania zadane przez Jarosława Szostakowskiego, radnego z tak dużym stażem, dotyczące podstawowych ograniczeń wynikających z prawa samorządowego, można uznać za retoryczne. Lider klubu KO prawdopodobnie doskonale zna zasady wydawania koncesji i niemożność regulacji koncentracji punktów.
Cel interpelacji był zatem polityczny, a nie informacyjny. Szostakowski uzyskał oficjalny dokument, który potwierdza jego tezę, że narzędzia „chirurgiczne” – poza prohibicją – są bezskuteczne z powodu wadliwej ustawy krajowej, a nie złej woli warszawskiego ratusza. Radny, blokując jedyny skuteczny środek (prohibicję), publicznie udokumentował bezsilność administracji, przerzucając tym samym ciężar odpowiedzialności za chroniczne uciążliwości z Radnych KO na przepisy ogólnopolskie. Złożenie interpelacji było formalnym, publicznym wyrazem troski o mieszkańców Pragi-Południe, który miał zneutralizować zarzuty o brak działań.
Mieszkańcy nie zaznają spokoju
W efekcie politycznego manewru Jarosława Szostakowskiego, mieszkańcy ul. Abrahama i innych podobnie uciążliwych rejonów stracili jedyny skuteczny samorządowy mechanizm walki z patologiami nocnej sprzedaży: ogólnomiejski zakaz.
W zamian otrzymali pilotaż w innych dzielnicach oraz oficjalne potwierdzenie, że administracja ratusza jest bezsilna w walce o ich komfort życia. Interpelacja Szostakowskiego można uznać więc za symbol bezradności samorządu, która przypomnieć należy została narzucona przez jego własny klub radnych. Pytanie, czy polityczny pragmatyzm polegający na unikaniu niepopularnych, ale skutecznych rozwiązań, nie jest zbyt wysoką ceną za komfort życia setek tysięcy mieszkańców.