Tymczasem radni jasno pokazywali, że w mieście już nie rządzi Rafał Trzaskowski. – Ja specjalnie w pana obietnice nie wierzę, dziesiątek obietnic pan nie spełnił. Dla nas ważne są twarde fakty. Można zgłosić na tej sesji projekt uchwały wchodzącej w życie 1 czerwca 2026 r. Rozumiem, że nie ma pan na to zgody ministra Kierwińskiego – mówił Dariusz Figura odnosząc się do deklaracji o nocnej prohibicji na terenie całego miasta.
– Ta sesja, źle przygotowane dokumenty, poprawki do poprawek to dalszy ciąg pańskiej niemocy i kompromitacji warszawskiej PO. To brak szacunku dla logiki i brak szacunku do mieszkańców Warszawy – komentowała z kolei Alicja Żebrowska (PiS). – Kuglujecie, manipulujecie i powiem tak – to, co wydarzyło się w tej sprawie, to się w pale nie mieści.
Takie wydarzenia byłyby zupełnie nie do pomyślenia za czasów prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz, która rządziła miastem twardą ręką. Do dziś krążą opowieści o tym, jak jeden z wpływowych działaczy Platformy poszedł do niej z plikiem CV osób, które chciał zatrudnić w ratuszu. „Jak chcesz prowadzić politykę kadrową w ratuszu to wystartuj w wyborach na prezydenta i je wygraj” – miała powiedzieć Hanna Gronkiewicz-Waltz, pokazując działaczowi drzwi.
Rafał Trzaskowski
bez poparcia radnych Platformy Obywatelskiej
Co istotne, gdy na sesji Rady Warszawy opozycja atakowała Hannę Gronkiewicz-Waltz, natychmiast do mównicy ustawiała się kolejka radnych koalicji, którzy z zapałem bronili swojej prezydentki. Rafał Trzaskowski musiał bronić się sam. Tłumaczył się nie tylko za siebie, ale również za radnych, którzy w ciągu kilkunastu dni zmienili zdanie na temat uchwały antyalkoholowej. Mimo że klub Koalicji Obywatelskiej liczy ponad 30 osób, żadna z nich nie wystąpiła i nie wsparła Trzaskowskiego.
Za czasów Hanny Gronkiewicz-Waltz nie do pomyślenia było też, by na sesję trafiły tak niechlujnie przygotowane dokumenty, jak to miało miejsce w czwartek. Gronkiewicz-Waltz umiejętnie dobierała sobie współpracowników, którzy dbali o każdy szczegół. Tym razem urzędnicy nie potrafili nawet umiejętnie nazwać organów, do których kierują wystąpienie.
Jak komentują w kuluarach samorządowcy, pokazuje to, że Rafała Trzaskowskiego nie boją się nie tylko radni koalicji, ale nawet podlegli mu urzędnicy. „On jest jak brytyjski król – panuje ale nie rządzi” – śmieją się.
Zupełnie inaczej jest w szeregach Platformy Obywatelskiej, którymi Marcin Kierwiński rządzi twardą ręką. Tajemnicą poliszynela jest, że większość z nich jest zatrudniona w strukturach urzędu marszałkowskiego i rządu. Radni otrzymali jasną informację, że za jakąkolwiek niesubordynację będą mieli problemy w pracy. Z kolei ci, którzy pracują „na wolnym rynku”, w przyszłych wyborach mogą nie znaleźć się na liście kandydatów.
Z tego powodu nawet ci radni, którzy lubią i popierają prezydenta, nie wystąpili w jego obronie. Wybór był jasny – albo popierają Marcina Kierwińskiego albo Rafała Trzaskowskiego. Jak można było jasno zauważyć na sesji, do tej drugiej grupy nie zapisał się nikt.
„To koniec rządów Rafała w Warszawie” – komentują radni Koalicji i przypominają, że w podobny sposób partia rozprawiła się z niepokorną Hanną Gronkiewicz-Waltz. Pozwoliła na „grillowanie” byłej prezydent z powodu tzw. afery reprywatyzacyjnej do tego stopnia, że sama prezydent już nie chciała dalej ubiegać się o stanowisko. Czy podobnie stanie się tym razem? Wszystko wskazuje na to, że tak. Zwłaszcza że w kuluarach mówi się już o liście chętnych na warszawską schedę po Trzaskowskim. Na pierwszym miejscu tej listy jest właśnie Marcin Kierwiński.