Trzy pokazy w centrum stolicy - kolekcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej, plakatu na Placu Piłsudskiego i fotografii Ernesta Cole ’a z nowojorskiego Harlemu w Muzeum Etnograficznym - trzeba zobaczyć zanim się skończą.
Jeszcze tylko do 2 września możemy obejrzeć w pełnej formule „Wystawę niestałą” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, liczącą 150 dzieł polskich i zagranicznych, wybranych z kolekcji MSN, obejmującej już ponad 4300 dzieł. To głośne wydarzenie przyciągnęło dotąd 180 tys. widzów. Kto nie zdążył, jeszcze ma szansę.
Reklama
Reklama
Twórcy Muzeum uważają, że kanon współczesnej sztuki jest ruchomy, więc szykują na jesień pięć nowych ekspozycji. Dlatego za tydzień „Wystawa niestała” zmniejszy się o połowę, a w październiku zostanie całkiem zamknięta.
Jeżeli chcemy poznać zmiany sztuki, zachodzące w ostatnich siedmiu dekadach – od Aliny Szapocznikow i Magdaleny Abakanowicz do Karoliny Jabłońskiej – to ostatni moment, by zobaczyć wszystkie cztery części wystawy.
Od polityki do popkultury
Pierwsza część „Wystawy niestałej” zatytułowana „Sztandar. Zaangażowanie, realizm i sztuka polityczna” opowiada o tym, jak artyści i ich sztuka angażują się w politykę. Otwiera ją rzeźba Aliny Szapocznikow „Przyjaźń” z 1954 roku, która przez niemal pół wieku stała w holu Pałacu Kultury i Nauki aż do czasu transformacji politycznej przełomu lat 80. i 90., kiedy została przeznaczona do zezłomowania. Ostatecznie ocalała, choć w okaleczonej formie. Obok prezentowany jest stalowy „sztandar” ukraińskiego artysty Nikity Kadena – z fragmentów karoserii ostrzelanego samochodu dostawczego w Siewierskodoniecku, zajętym w 2014 roku przez prorosyjskie siły militarne. Sztandar kojarzy się także silnie z inwazją Rosji na Ukrainę w 2022 roku. Wśród innych prac jest też m.in. obraz Wojciecha Fangora z 1953 roku – z groteskowo odwróconym Pałacem Kultury, którego iglica wbija się swym ostrzem w ziemię.
Druga część wystawy nosi tytuł „Tworzywa sztuczne: ciała, towary, fetysze od zimnej wojny po współczesność.” Mówi o fascynacjach bogatych społeczeństw, jak i marzeniach ubogich peryferii, czyli o konsumpcyjnych pragnieniach, rozwoju popkultury, reklamy oraz masowych mediów. Jest tu miejsce zarówno dla eksperymentalnych rzeźb Aliny Szapocznikow z tworzyw sztucznych (lamp w formie odlewów kobiecych ust i piersi budzących popkulturowe skojarzenia), jak i aranżacji przestrzeni z figuralnymi rzeźbami współczesnych artystek, przypominającymi manekiny w centrach handlowych.
Reklama
Reklama
Reklama
Na wystawie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Foto: Monika Kuc
Trzecia część „Przenicowany świat. Sztuka, duchowość i przyszłe współistnienie” skupia się na zmianie tradycyjnego pojęcia dzieła. Jej tytuł bezpośrednio nawiązuje do zaskakującego obiektu Romana Stańczaka – wywróconego na drugą stronę metalowego czajnika. (Autor był też twórcą podobnie przenicowanego samolotu, prezentowanego na Biennale Sztuki w Wenecji w 2019 roku.) Inne prace obrazują różnorodne poszukiwania artystów XX/XXI wieku. Szczególną uwagę przykuwa instalacja „Strachy” Daniela Rycharskiego, mówiąca o poszukiwaniu tożsamości.
Czwarta część „Realne abstrakcje. Autonomia sztuki wobec katastrof nowoczesności” odnosi się do krachu wiary w nieustający postęp i rozwój modernizmu, czego znakiem jest m.in. dekonstruktywistyczna instalacja Moniki Sosnowskiej. Inne pokazane tu dzieła z jednej strony kierują uwagę na kwestie autonomii sztuki (monotypie Marii Jaremy), a z drugiej na to, jak sztuka radzi sobie z katastrofami wstrząsającymi współczesnym światem – od Holocaustu (malarstwo Wilhelma Sasnala) przez eskalację przemocy i wojny po katastrofy klimatyczne.
Plakat w plenerze
Warto wybrać się także na wystawę plenerową „Quo Vadis” na Placu Piłsudskiego, prezentującą przez całą dobę plakaty nadesłane na konkurs pod tym tytułem towarzyszący 29. Międzynarodowemu Biennale Plakatu w Warszawie, czynną do 31 sierpnia. Pokazane prace szukają odpowiedzi na wiele ważnych problemów współczesności, jak polityczna niestabilność, konflikty i zagrożenia wojenne czy klimatyczne oraz wynikające z rozwoju cyfrowych technologii, w tym AI.
Uwaga, wystawa główna Biennale 2025 w Akademii Sztuk Pięknych, przy Krakowskim Przedmieściu trwa dłużej, do 5 października, ale warto poznać obie wystawy, bo tworzą szeroką panoramę współczesnych poszukiwań grafików na całym świecie.
Wśród najciekawszych ponad stu plakatów konkursu tematycznego „Quo Vadis” są prace w nim nagrodzone. „Digital Politics” złotej medalistki Veery Kemppainen– ostrzeżenie przed cyfrowym zniewoleniem i utratą tożsamości. „Nature and War” srebrnego medalisty Jaakko Tikkanena, plakat odwołujący się do piękna natury i brutalności wojny. „Quo Vadis?” brązowej medalistki Martyny Pazery, podważający sens naszych wyborów cywilizacyjnych i wiarę w niekończący się postęp. A także wyróżnienia honorowe – projekty: Alejandro Magallanes, Arkadiusz Haratyma, Wojciech Domagalski.
Reklama
Reklama
Ameryka w obiektywie Ernesta Cole'a
Z Placu Piłsudskiego już tylko dwa kroki dzielą nas od Państwowego Muzeum Etnograficznego przy Kredytowej 1, gdzie szczególnie polecamy czasową wystawę „Ernest Cole: fotograf na wygnaniu” – czynną do 31 sierpnia. Ten wyjątkowy pokaz prezentuje po raz pierwszy w Polsce zdjęcia legendarnego południowoafrykańskiego fotografa, wykonane w Nowym Jorku w latach 1967-1972. Wystawa powstała we współpracy PME, festiwalu Millennium Docs Against Gravity, Autograph, London oraz Magnum Photos.
Jedna z fotografii Ernesta Cole ’a ze sceną z nowojorskiego Harlemu, 1968,na wystawie w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie
Jedna z fotografii Ernesta Cole ’a ze sceną z nowojorskiego Harlemu,1968, na wystawie w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie
Foto: Monika Kuc
Przez ponad 40 lat negatywy z amerykańskiego okresu życia Cole’a uznawane były za zaginione. Dopiero w 2017 roku odnaleziono niemal 60 tysięcy klisz, z których część w 2024 roku została opublikowana w albumie „The True America”, a teraz oglądamy je na wystawie w Muzeum Etnograficznym w cyklu „Wbrew stereotypom”, mówiącym o wykluczeniu społecznym, uprzedzeniach rasowych, a jednocześnie przybliżającym kulturę czarnych mieszkańców różnych kontynentów.
Ernest Cole (1940–1990) pochodził z RPA; w 1966 roku uciekł z kraju, bo w czasach apartheidu doświadczał w niej przemocy i dyskryminacji za dokumentowanie prawdy o systemie nierówności rasowej, za co dostał dożywotni zakaz wjazdu do swojej ojczyzny. Zamieszkał w Stanach Zjednoczonych, gdzie zajmował się fotografią uliczną, współpracując m.in. z magazynami „Drum” i „New York Times”. Także w USA obserwował, że uprzedzenia rasowe są powszechne. W latach 1969-1971 regularnie odwiedzał Szwecję, współpracując z kolektywem Tiofoto.
Jego amerykańskie fotografie układają się w wizualną opowieść o codzienności, sile i godności czarnych mieszkańców Harlemu, ale zarazem są gorzką refleksją nad systemową przemocą i wykluczeniem. Jak mówił ich autor: „Fotografia jest dla mnie częścią życia, a każde zdjęcie, na które warto spojrzeć dwa razy, jest odzwierciedleniem życia, rzeczywistości, natury, ludzi i ich pracy – od sztuki po wojnę.”