– Teraz możemy wszystko stracić – mówi działacz Nowoczesnej. – Przecież nikt nie zagwarantuje stanowiska konkretnej frakcji partyjnej. Będziemy się musieli o to bić z Platformą, w wiadomo, że przy ich liczebności to będzie kopanie się z koniem. Warto też pamiętać, co się stało z naszym wiceprezydentem Pawłem Rabiejem. Prezydent odwołał go i mimo ustaleń koalicyjnych nie powołał na to miejsce osoby wskazanej przez nas, tylko swoją koleżankę. Jeśli już wtedy nas tak traktowali, to jak to będzie teraz? – pyta.
Członkowie obu mniejszych partii obawiają się też o miejsca na listach wyborczych. Jak tłumaczą, w tej chwili mieli zapewnione dobre miejsca, dzięki którym część osób udało się wygrać wybory. – Jednak warszawska PO promuje osoby, które najlepiej określić jako „bierny, mierny, ale wierny” – tłumaczą działacze. – Automatycznie oznacza to, że ludzie spoza obecnych struktur nie będą mile widziani na dobrych miejscach – dodaje.
Jego zdaniem oznacza to, że dostaną miejsca tzw. wypełniaczy, czyli osób, które nie mają szans na mandat i są tylko po to, by było dużo nazwisk na liście. Przydadzą się też jako narzędzia do rozdawania ulotek i klejenia plakatów.
Czy działacze
Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej stracą stanowiska?
Czy rzeczywiście konwencja zjednoczeniowa to koniec karier warszawskich działaczy Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej?
Jak dowiedziało się „Życie Warszawy”, przedstawiciele wszystkich trzech ugrupowań umówili się, że w Warszawie członkowie Nowoczesnej i Inicjatywy nie będą zmarginalizowani. – Mamy obietnicę, że nasi ludzie znajdą we władzach różnych szczebli nowej partii – słyszymy. – Wybory mają odbyć się jeszcze w tym roku i będą w pełni demokratyczne, ale liczymy na to, że nie będzie żadnych niespodzianek, przynajmniej do końca kadencji.
Zdania na ten temat jednak są podzielone. – To wszystko zawsze odbywa się według określonego schematu – mówi inny działacz.– Najpierw PO będzie chciała pokazać, że nadal jesteśmy podmiotem, a nie przedmiotem, więc w pierwszych wyborach będziemy mieli na pokaz różne stanowiska. Zazwyczaj zresztą nic nie znaczące, ale ładnie wyglądające, czyli np. wiceprzewodniczącego. Po kilku miesiącach, gdy już ludzie zapomną o zjednoczeniu, zacznie się szukanie haków i powodów do odwoływania naszych ludzi. Powolutku, z grymasem na ustach, ale systemowo – prognozuje.
Dodaje, że powody zawsze się znajdą, a na miejsce odwołanego działacza nie będzie już wchodziła osoba z Inicjatywy czy Nowoczesnej, bo tych partii już po prostu nie będzie. – Powoli, w białych rękawiczkach, zostaniemy zastąpieni wiernymi działaczami obecnego trzonu warszawskiego PO – zapowiada działacz. – To całe zjednoczenie da przede wszystkim jeden efekt. Stołeczna Platforma już nie będzie się musiała z nikim dzielić władzą.