-1°C
1014.7 hPa
Życie Warszawy

Handel narkotykami czy gra terenowa? Niepokojące zjawisko w Warszawie. „Zostawiają rozkopaną ziemię”

Publikacja: 23.11.2025 14:03

Obawy o wykorzystanie metody "dead drop" w stolicy nie są bezpodstawne

Obawy o wykorzystanie metody "dead drop" w stolicy nie są bezpodstawne

Foto: facebook.com / Magdalena Kurzyńska Radna Dzielnicy Ursus

Czy osoby kopiące w ziemi w warszawskim Ursusie to przestępcy odbierający narkotyki, czy miłośnicy gier terenowych? Hipoteza radnej o „dead dropach” zderza się ze sceptycyzmem mieszkańców, podnosząc problem rozpoznawania nielegalnego procederu.

W ostatnich tygodniach w warszawskim Ursusie doszło do sytuacji, która wzbudziła silne emocje i podzieliła lokalną społeczność. Sprawa dotyczy tajemniczych osób, które w miejscach publicznych, takich jak chodniki i trawniki, kopią w ziemi małe dołki. Zdaniem lokalnej radnej, jest to dowód na to, że do stolicy dotarło niebezpieczne zjawisko bezkontaktowego handlu narkotykami. Mieszkańcy i internauci mają jednak inne, znacznie bardziej prozaiczne i legalne wyjaśnienie, co stawia pod znakiem zapytania zasadność alarmu.

Narkotyki czy gry terenowe? Teoria radnej podzieliła Ursus

Radna Dzielnicy Ursus, Magdalena Kurzyńska, jako pierwsza poinformowała o niepokojących zdarzeniach, które miały miejsce 9 listopada na ul. Konotopskiej. Jak wynika z relacji mieszkańców, w godzinach popołudniowych zauważono osoby zachowujące się w podejrzany sposób. Kręciły się one w pobliżu chodnika, aktywnie poszukując czegoś w ziemi i kopiąc małe zagłębienia. Szczególnie zaniepokoiła ich relacja, wedle której jeden mężczyzna kopał łopatką, podczas gdy dwóch innych miało go celowo zasłaniać, starając się ograniczyć widok dla postronnych. Co więcej, osoby te miały reagować agresywnie na próby zwrócenia uwagi.

Radna natychmiast określiła zaobserwowanych jako "kopaczy" – osoby przeszukujące teren w celu odnalezienia ukrytych paczek z nielegalnymi substancjami. Proceder ten nazywany jest "dead dropem" (martwą skrzynką), czyli bezkontaktową metodą dystrybucji, w której diler ukrywa towar w miejscu publicznym, a następnie przesyła klientowi precyzyjne współrzędne GPS. W opinii radnej, to niepokojące zjawisko, obserwowane już wcześniej w dużych miastach takich jak Katowice czy Wrocław, niestety dotarło do Warszawy.

Sądowy wyrok potwierdza

Obawy o wykorzystanie metody "dead drop" w stolicy nie są bezpodstawne. Kilka tygodni wcześniej Sąd Okręgowy w Warszawie skazał 27-letniego obywatela Ukrainy na pięć lat więzienia za obrót i posiadanie znacznych ilości narkotyków. Mężczyzna prowadził zorganizowany, nielegalny internetowy "sklep", a jego kluczowym elementem działalności była właśnie bezkontaktowa dostawa.

Jak ujawniło postępowanie sądowe, diler wykorzystywał współrzędne GPS do przekazywania nabywcom dokładnych lokalizacji ukrytego towaru. Zabezpieczono wówczas znaczące ilości narkotyków, w tym marihuanę, haszysz oraz syntetyczne substancje psychotropowe. Przypadek ten stanowi niezbity dowód na to, że przestępcy w Warszawie faktycznie wykorzystują precyzyjne współrzędne geograficzne do ukrywania substancji, co upodabnia ich działanie do mechanizmu podejrzewanego na Ursusie.

Reklama
Reklama

Mieszkańcy kontrują: To prawdopodobnie geocaching

Mimo potwierdzenia obecności mechanizmu "dead drop" w stołecznym półświatku narkotykowym, wielu internautów i mieszkańców stanowczo podważyło hipotezę radnej, sugerując, że mogło dojść do pomyłki. Ich zdaniem, osoby kopiące w ziemi to najprawdopodobniej uczestnicy popularnych gier terenowych.

Najczęściej wskazywaną alternatywą jest Geocaching, globalna gra polegająca na poszukiwaniu ukrytych pojemników, zwanych "skrytkami", za pomocą współrzędnych GPS. Internauci zwracają uwagę, że na terenie samej Warszawy zarejestrowanych jest kilkaset takich skrytek, a ich poszukiwanie niejednokrotnie wymaga od uczestników "grzebania" czy ostrożnego podnoszenia elementów w przestrzeni publicznej. Komentujący apelowali o powściągliwość i wyobraźnię, ostrzegając, że pochopne alarmowanie policji może prowadzić do nieuzasadnionego nękania ludzi, którzy po prostu uprawiają swoje hobby.

Radna odrzuca wątpliwości, ale policja nie potwierdza

W odpowiedzi na krytykę i sugestie o grach terenowych, radna Kurzyńska przedstawiła kluczowy argument, który ma rozróżniać obie aktywności. Podkreśliła, że podstawową zasadą Geocachingu jest "znajdź, zostaw, ukryj" – co oznacza obowiązek dokładnego zamaskowania skrytki i przywrócenia terenu do stanu pierwotnego. Tymczasem na Ursusie zaobserwowano jedynie "znajdź, zostaw rozkopaną ziemię i odejdź jak najszybciej". Zdaniem radnej, brak maskowania i pośpiech w oddaleniu się jednoznacznie świadczą o tym, że celem było odebranie nielegalnego towaru, a nie uczestnictwo w grze.

Przedstawiciele lokalnej policji poinformowali jednak, że do komendy nie wpłynęło żadne oficjalne zawiadomienie w tej konkretnej sprawie. Chociaż policja zapewnia, że patrole reagują na wszelkie podejrzane zachowania, jednocześnie podkreśla, że brak formalnego zgłoszenia uniemożliwia weryfikację zdarzenia. Oznacza to, że hipoteza radnej, choć oparta na logicznym rozróżnieniu sposobu kopania, na razie pozostaje wyłącznie podejrzeniem.

Radna podtrzymuje swój apel do mieszkańców o czujność i zgłaszanie podobnych sytuacji pod numer alarmowy.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama