10.2°C
1019.6 hPa
Życie Warszawy

Czas wyrzucić hulajnogi z Warszawy? Na Zachodzie sobie poradzili. Paryż i Praga pozbyły się problemu

Publikacja: 07.11.2025 11:20

Europejskie stolice podążają w kierunku usunięcia e-hulajnóg z przestrzeni miasta

Europejskie stolice podążają w kierunku usunięcia e-hulajnóg z przestrzeni miasta

Foto: facebook.com / Krzysztof Strzałkowski

Hulajnogi porzucone w parkach czy „zaparkowane” na samym środku chodnika, zwiększone obciążenie SOR-ów, baterie wyławiane z Wisły. Na zachodzie już sobie poradzili – Paryż i Praga definitywnie zakazały działalności popularnych firm oferujących e-hulajnogi na minuty. To kierunek, w którym powinna podążyć Warszawa.

W jednym z podwórek Woli ktoś ostatnio zostawił sprzęt dosłownie na dachu wiaty przystankowej. Zdjęcie tego zdarzenia obiegło lokalne media i stało się symbolem problemu, który dzielnica chce teraz rozwiązać przy pomocy zakazów i rozmów z operatorami. To codzienność wielu warszawskich osiedli, parków i chodników.

Burmistrz Woli Krzysztof Strzałkowski zapowiada uporządkowanie tej sfery i skierował pisma do Zarządu Dróg Miejskich oraz operatorów, proponując rozmowy przy „okrągłym stole”. Realna alternatywa to jednak coś więcej niż dialog: to jasne reguły, egzekucja, a tam gdzie to zawiedzie ograniczenia lub zakaz.

Rosnące statystyki wypadków

Od kilku lat liczba zdarzeń z udziałem hulajnóg rośnie w statystykach policji i w relacjach ze Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych. Komenda Główna Policji odnotowała znaczny wzrost incydentów w całym kraju; w pierwszym półroczu 2025 r. policja zanotowała setki zdarzeń, w których uczestniczyli użytkownicy hulajnóg, z kilkoma ofiarami śmiertelnymi i setkami rannych. Również dane za rok 2024 pokazują wzrost: kierujący hulajnogami byli sprawcami 372 wypadków drogowych, czyli wyraźnie więcej niż w latach poprzednich.

Sam rynek nie ureguluje problemu - potrzebna jest polityka publiczna określająca obowiązki operatorów lub, jeśli to zawiedzie, wyłączająca usługę w wrażliwych obszarach

Reklama
Reklama

W skali samej Warszawy problem również narasta. W 2023 r. policja warszawska odnotowała 109 zdarzeń z hulajnogami; rok później ten wynik wzrósł do 142 wzrost około 30 procentu. To trend, który przekłada się na większe obciążenie służb ratunkowych i oddziałów urazowych. Lekarze i ratownicy wprost mówią o rosnącej fali urazów powodowanych przez jednoślady - często to osoby z poważnymi obrażeniami głowy, kończyn i wielonarządowymi, wymagającymi kosztownej opieki i dłuższej hospitalizacji. Koszty tej opieki ponosi system ochrony zdrowia, a pośrednio wszyscy podatnicy.

Chodniki polem bitwy o przestrzeń. Jak posprzątać ten bałagan?

E-hulajnogi charakteryzują się jednym: użytkownik może zakończyć przejazd w dowolnym miejscu. W praktyce oznacza to, że wiele z tych pojazdów ląduje tam, gdzie najbardziej przeszkadza - na chodnikach, przy wejściach do budynków, na trawnikach, w ciągach pieszych i na placach zabaw. Dla osób poruszających się z wózkami, dla osób niewidomych i dla seniorów to realne utrudnienie i zagrożenie.

Dzielnice zaczynają reagować. Wola zapowiada wyznaczenie stref, gdzie zakończenie podróży będzie niemożliwe, a w końcu zmianę regulaminów parków tak, by zakazywać pozostawiania hulajnóg. To sygnał, że problem dotyka codziennego funkcjonowania mieszkańców.

Hulajnoga jako urządzenie nie jest zła sama w sobie. Problem leży w modelu, w którym prywatne firmy operują na miejskiej przestrzeni bez wystarczających obowiązków i kosztów związanych z jej utrzymaniem.

Na poziomie miejskim koszt porządkowania jest konkretny: usuwanie porzuconych urządzeń, ich magazynowanie, procedury administracyjne i kontrolne angażują służby miejskie. Choć brak jest pełnych, publicznych zestawień kosztów tych działań dla Warszawy, doświadczenia innych miast pokazują, że koszty te nie są nieistotne. Gdy dodamy do tego kary i mandaty, które są nakładane na użytkowników, oraz konieczność utrzymania infrastruktury parkingowej czy nowych rozwiązań technicznych, rachunek zaczyna rosnąć. To mieszkańcy i miasto ostatecznie ponoszą konsekwencje modelu biznesowego, z którego zyski czerpią prywatne firmy.

Reklama
Reklama

Kto zyskuje, a kto płaci?

Model biznesowy e-hulajnóg na minuty generuje przychody prywatnych operatorów za każdy kurs. Firmy inwestują w flotę, utrzymanie aplikacji i logistykę, ale często ograniczają koszty związane z serwisem, recyklingiem czy skomplikowaną infrastrukturą. Z kolei miasto i mieszkańcy ponoszą koszty zewnętrzne: interwencje służb, koszty leczenia rannych, sprzątanie i „opłatę za bałagan” w przestrzeni publicznej. To klasyczny przypadek, gdy prywatne korzyści są  „sukcesem rynkowym”, a ich negatywne skutki są ponosi wspólnota. W takiej sytuacji sam rynek nie ureguluje problemu - potrzebna jest polityka publiczna określająca obowiązki operatorów lub, jeśli to zawiedzie, wyłączająca usługę w wrażliwych obszarach.

Przykłady z Europy. Warszawa ma wzorzec do rozważenia

Decyzje innych stolic pokazują, że ograniczenia mogą być skuteczne i służyć interesowi publicznemu. Paryż w 2023 roku przeprowadził referendum i wycofał hulajnogi z miasta. Władze argumentowały potrzebę ochrony przestrzeni publicznej i bezpieczeństwa pieszych. Podobnie Praga ogłosiła zakaz wypożyczalni współdzielonych hulajnóg od stycznia 2026 roku ze względu na narastające skargi mieszkańców i ryzyko dla zabytkowego układu miasta.

Lekarze i ratownicy wprost mówią o rosnącej fali urazów powodowanych przez jednoślady 

Madryt i inne metropolie wprowadziły z kolei licencjonowanie i strefy ograniczeń, co zmniejszyło anarchię parkowania i wypadkowość. Te precedensy pokazują, że miasta, które stawiają granice korporacjom, często chronią lepiej przestrzeń publiczną i zdrowie mieszkańców. Warszawa, z gęstą zabudową historyczną, zatłoczonymi chodnikami i dużą liczbą terenów zielonych ma uzasadnione powody, by brać te rozwiązania pod uwagę.

Regulacja czy zakaz?

Rozwiązania techniczne, takie jak geofencing, działają: hulajnoga po przekroczeniu wirtualnej granicy może się wyłączyć i uniemożliwić zakończenie przejazdu w niedozwolonym miejscu. To narzędzie stosuje już Zarząd Dróg Miejskich w niektórych obszarach Warszawy i może być wdrożone szerzej. Jednak doświadczenia pokazują, że tam, gdzie operatorzy nie współpracują lub egzekucja jest słaba, regulacja okazuje się niewystarczająca. Dlatego rozsądne podejście łączy obowiązkowe strefy parkingowe, nacisk na operatorów z wymogiem raportowania o cyklu życia sprzętu i recyklingu oraz możliwość wprowadzenia zakazu w parkach, na podwórkach i w historycznych częściach miasta.

Reklama
Reklama

Porządek zamiast chaosu

Hulajnoga jako urządzenie nie jest zła sama w sobie. Problem leży w modelu, w którym prywatne firmy operują na miejskiej przestrzeni bez wystarczających obowiązków i kosztów związanych z jej utrzymaniem. Warszawa stoi przed wyborem: pozwolić na dalsze „rozjeżdżanie” przestrzeni publicznej i przerzucanie kosztów na mieszkańców, albo przejąć kontrolę nad tym, co dzieje się na chodnikach, w parkach i na podwórkach. Decyzje o regulacji, egzekucji i odpowiedzialności operatorów wskażą, czy miasto będzie służyć ludziom, czy stanie się miejscem pozostawionym prywatnym interesom.

Reklama
Reklama
Reklama