W skali samej Warszawy problem również narasta. W 2023 r. policja warszawska odnotowała 109 zdarzeń z hulajnogami; rok później ten wynik wzrósł do 142 wzrost około 30 procentu. To trend, który przekłada się na większe obciążenie służb ratunkowych i oddziałów urazowych. Lekarze i ratownicy wprost mówią o rosnącej fali urazów powodowanych przez jednoślady - często to osoby z poważnymi obrażeniami głowy, kończyn i wielonarządowymi, wymagającymi kosztownej opieki i dłuższej hospitalizacji. Koszty tej opieki ponosi system ochrony zdrowia, a pośrednio wszyscy podatnicy.
Chodniki polem bitwy o przestrzeń. Jak posprzątać ten bałagan?
E-hulajnogi charakteryzują się jednym: użytkownik może zakończyć przejazd w dowolnym miejscu. W praktyce oznacza to, że wiele z tych pojazdów ląduje tam, gdzie najbardziej przeszkadza - na chodnikach, przy wejściach do budynków, na trawnikach, w ciągach pieszych i na placach zabaw. Dla osób poruszających się z wózkami, dla osób niewidomych i dla seniorów to realne utrudnienie i zagrożenie.
Dzielnice zaczynają reagować. Wola zapowiada wyznaczenie stref, gdzie zakończenie podróży będzie niemożliwe, a w końcu zmianę regulaminów parków tak, by zakazywać pozostawiania hulajnóg. To sygnał, że problem dotyka codziennego funkcjonowania mieszkańców.
Na poziomie miejskim koszt porządkowania jest konkretny: usuwanie porzuconych urządzeń, ich magazynowanie, procedury administracyjne i kontrolne angażują służby miejskie. Choć brak jest pełnych, publicznych zestawień kosztów tych działań dla Warszawy, doświadczenia innych miast pokazują, że koszty te nie są nieistotne. Gdy dodamy do tego kary i mandaty, które są nakładane na użytkowników, oraz konieczność utrzymania infrastruktury parkingowej czy nowych rozwiązań technicznych, rachunek zaczyna rosnąć. To mieszkańcy i miasto ostatecznie ponoszą konsekwencje modelu biznesowego, z którego zyski czerpią prywatne firmy.
Kto zyskuje, a kto płaci?
Model biznesowy e-hulajnóg na minuty generuje przychody prywatnych operatorów za każdy kurs. Firmy inwestują w flotę, utrzymanie aplikacji i logistykę, ale często ograniczają koszty związane z serwisem, recyklingiem czy skomplikowaną infrastrukturą. Z kolei miasto i mieszkańcy ponoszą koszty zewnętrzne: interwencje służb, koszty leczenia rannych, sprzątanie i „opłatę za bałagan” w przestrzeni publicznej. To klasyczny przypadek, gdy prywatne korzyści są „sukcesem rynkowym”, a ich negatywne skutki są ponosi wspólnota. W takiej sytuacji sam rynek nie ureguluje problemu - potrzebna jest polityka publiczna określająca obowiązki operatorów lub, jeśli to zawiedzie, wyłączająca usługę w wrażliwych obszarach.
Przykłady z Europy. Warszawa ma wzorzec do rozważenia
Decyzje innych stolic pokazują, że ograniczenia mogą być skuteczne i służyć interesowi publicznemu. Paryż w 2023 roku przeprowadził referendum i wycofał hulajnogi z miasta. Władze argumentowały potrzebę ochrony przestrzeni publicznej i bezpieczeństwa pieszych. Podobnie Praga ogłosiła zakaz wypożyczalni współdzielonych hulajnóg od stycznia 2026 roku ze względu na narastające skargi mieszkańców i ryzyko dla zabytkowego układu miasta.
Madryt i inne metropolie wprowadziły z kolei licencjonowanie i strefy ograniczeń, co zmniejszyło anarchię parkowania i wypadkowość. Te precedensy pokazują, że miasta, które stawiają granice korporacjom, często chronią lepiej przestrzeń publiczną i zdrowie mieszkańców. Warszawa, z gęstą zabudową historyczną, zatłoczonymi chodnikami i dużą liczbą terenów zielonych ma uzasadnione powody, by brać te rozwiązania pod uwagę.
Regulacja czy zakaz?
Rozwiązania techniczne, takie jak geofencing, działają: hulajnoga po przekroczeniu wirtualnej granicy może się wyłączyć i uniemożliwić zakończenie przejazdu w niedozwolonym miejscu. To narzędzie stosuje już Zarząd Dróg Miejskich w niektórych obszarach Warszawy i może być wdrożone szerzej. Jednak doświadczenia pokazują, że tam, gdzie operatorzy nie współpracują lub egzekucja jest słaba, regulacja okazuje się niewystarczająca. Dlatego rozsądne podejście łączy obowiązkowe strefy parkingowe, nacisk na operatorów z wymogiem raportowania o cyklu życia sprzętu i recyklingu oraz możliwość wprowadzenia zakazu w parkach, na podwórkach i w historycznych częściach miasta.
Porządek zamiast chaosu
Hulajnoga jako urządzenie nie jest zła sama w sobie. Problem leży w modelu, w którym prywatne firmy operują na miejskiej przestrzeni bez wystarczających obowiązków i kosztów związanych z jej utrzymaniem. Warszawa stoi przed wyborem: pozwolić na dalsze „rozjeżdżanie” przestrzeni publicznej i przerzucanie kosztów na mieszkańców, albo przejąć kontrolę nad tym, co dzieje się na chodnikach, w parkach i na podwórkach. Decyzje o regulacji, egzekucji i odpowiedzialności operatorów wskażą, czy miasto będzie służyć ludziom, czy stanie się miejscem pozostawionym prywatnym interesom.