Burmistrz Dąbrowski jako pierwszy uruchomił też możliwość rozmowy na czacie z mieszkańcami czy otwarte dyżury w ratuszu. Najważniejsze jednak były koncerty. Na Bemowie wystąpiły w tamtym czasie m.in.: Madonna, Metallica, AC/DC, 30 Seconds To Mars, Iron Maiden i inne. Za każdym razem dla mieszkańców była pula darmowych wejściówek. Jarosław Dąbrowski cieszył się więc w dzielnicy nie tyle poparciem, ale wręcz uwielbieniem.
Problemy zaczęły się, gdy powodzenie i pomysły burmistrza postanowiła wykorzystać ekipa ówczesnej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Dąbrowski został powołany na wiceprezydenta, by odświeżyć wizerunek, zarówno samej prezydent, jak i całego ratusza. Problem w tym, że automatycznie znalazł się w środku zaciętej walki koterii ścierających się w warszawskiej Platformie Obywatelskiej.
Gdy jednej z nich zaczął przeszkadzać, pojawiło się mające kilka stron doniesienie o nieprawidłowościach, jakich miał się dopuścić Dąbrowski jeszcze jako burmistrz i już jako wiceprezydent. Listę przygotował i złożył jego były zastępca. Znalazły się na niej zarzuty począwszy od poważnego typu jak nieprawidłowości przy przyznaniu lokalu komunalnego matce narzeczonej burmistrza do takich jak wyjazd służbowym samochodem burmistrza już podczas pełnienia stanowiska wiceprezydenta. Choć prokuratura wielokrotnie przesłuchiwała byłego wiceprezydenta w związku z tymi rewelacjami, w żadnej sprawie nie znalazła powodów, by postawić mu zarzuty.
Wojna
władz Bemowa z prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz
Po zapoznaniu się z zarzutami ówczesna prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz odwołała Dąbrowskiego. Ten założył własną listę wyborczą i na Bemowie wygrał wybory. Było to o tyle łatwiejsze, że wśród działaczy bemowskiej PO nadal miał wielu przyjaciół. Część z nich zapisała się na listy wyborcze, po czym w ostatniej chwili zrezygnowała. Oznaczało to, że w niektórych okręgach PO w ogóle nie zarejestrowała list. Platforma nazwała to wówczas „wypowiedzeniem wojny atomowej”.
Komitet Wybieram Bemowo wygrał wybory, lecz Dąbrowski postanowił nie wracać na stanowisko burmistrza. Został nim dotychczasowy rzecznik dzielnicy Krzysztof Zygrzak. Otoczenie Hanny Gronkiewicz-Waltz postanowiło jednak nie dopuścić do władzy jakichkolwiek ludzi związanych z Dąbrowskim. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie dała Zygrzakowi żadnych uprawnień do podejmowania decyzji i ścięła mu pensję do najniższej możliwej.
Wysłała natomiast na Bemowo swoich pełnomocników, którzy mieli podejmować decyzje zamiast burmistrza. Walki między pełnomocnikami a burmistrzem były zaciekłe. Kłócono się o dostęp do materiałów biurowych, czy kluczy do pokoju. Dochodziło nawet do sytuacji, w których urzędnicy barykadowali się w pokojach i byli wyprowadzani przez policję. Na bemowskim ratuszu zawisł zaś wielki baner z podobizną prezydent Warszawy oraz prezydenta Rosji i napisem „Hanna Gronkiewicz-Waltz – Putin Warszawy”.
Wówczas doszło do historycznej koalicji, w której dzielnicą Warszawy rządziła egzotyczna koalicja PO-PiS, a burmistrzem został Michał Grodzki z PiS. – Nienawidzimy PiS, ale Dąbrowskiego jeszcze bardziej – mieli mówić wówczas działacze warszawskiej PO. Ostatecznie koalicja PO-PiS „odbiła” bemowski ratusz. Były burmistrz jednak jest na Bemowie cały czas popularny – ma najlepsze wyniki ze wszystkich dzielnicowych radnych w Warszawie.
Jarosław
Dąbrowski w Warszawskiej Kolei Dojazdowej
Dopiero w ostatnim czasie Jarosław Dąbrowski i władze Platformy zakopały topór wojenny i rozpoczęły współpracę. Jak były burmistrz Bemowa znalazł się w samorządowej spółce?
– Konkurs na stanowisko członka zarządu, dyrektora ds. handlowych został przeprowadzony w czerwcu 2025 roku, zgodnie z zasadami przyjętymi w spółce – tłumaczy rzecznik WKD Krzysztof Kulesza. – Swoje aplikacje na stanowisko członka zarządu złożyły dwie osoby. Rada nadzorcza spółki WKD przeprowadziła rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami na członka zarządu, dyrektora ds. handlowych, na podstawie których została podjęta decyzja o wyborze kandydata, który spełniał wszystkie wymagania i warunki określone w ogłoszeniu konkursowym – dodaje.
Średnie zarobki w zarządzie spółki WKD wynoszą 18 519,79 zł netto, natomiast w radzie nadzorczej – 3 551,66 zł netto. Zapytaliśmy Jarosława Dąbrowskiego, czemu zdecydował się na „partyjną synekurę”.
– To nie jest tak, że szukałem pracy i poprosiłem partię o pomoc – zastrzega Dąbrowski. – Po odejściu z polityki pracowałem w prywatnych spółkach i zajmowałem się dużymi projektami. Byłem m.in. wiceprezesem spółki Cityservice, Hydrobudowy czy w Zespole Zarządców Nieruchomości. Wszędzie zajmowałem się właśnie sprawami handlowymi i rozwojem. Zasiadałem też w kilku radach nadzorczych. Nie można więc powiedzieć, że przychodzę jako nic nie wiedzący działacz partyjny. Wręcz przeciwnie. Połączenie mojego doświadczenia komercyjnego z samorządowym przyda się firmie – zapewnia.
Jak dodaje, do WKD przyszedł z własnym pomysłem na zmiany. – To bardzo specyficzna firma, jest dosyć zamknięta, ma swoją infrastrukturę, trzyma się trochę na uboczu – tłumaczy Dąbrowski. – Chcę, by stała się ona bardziej nowoczesna i otwarta na ludzi. Planuję postawić na komunikację z pasażerami, zwłaszcza że w najbliższym czasie planowanych jest wiele inwestycji. Zależy mi na tym, żeby ludzie poczuli tę kolejkę jako coś swojego, czym lubią jeździć, co budzi w nich pozytywne emocje.
Wprowadzona ma zostać m.in. stała infolinia WuKaDki. – Zrobiliśmy taką infolinię teraz na próbę, podczas prac torowych. Okazało się, że cieszyła się dużym zainteresowaniem – tłumaczy Dąbrowski. – Warto będzie więc uruchomić infolinię na stałe, by każdy mógł w dowolnym momencie zadzwonić i rozwiązać swój problem.
Firma ma być też bardziej otwarta na pasażerów. – Musimy unowocześnić komunikację z nimi, zwłaszcza że za 2 lata kolejka skończy 100 lat – przypomina Dąbrowski.