Plac Piotra Szembeka, położony na warszawskim Grochowie, miał być wizytówką dzielnicy po przeprowadzonym remoncie. Zamiast tego, stał się centrum problemów społecznych i kryzysu bezpieczeństwa. Gorycz niezadowolenia i frustracji wylała się na spotkaniu władz Pragi-Południe z mieszkańcami, które odbyło się we wtorek 28 października. Choć celem było wypracowanie rozwiązań, jak relacjonują uczestnicy, skończyło się na wymianie ostrych słów i obietnicy kolejnych rozmów.
Zamiast fontanny: wymiociny i fekalia
Emocje podczas spotkania na sali parafialnej przy pl. Szembeka sięgały zenitu. Radny Robert Migas, obecny na spotkaniu wraz z radną Dorotą Spyrką, opisuje atmosferę jako „bardzo gorącą”. Liczba uczestników przerosła oczekiwania organizatorów spotkania: „Było przynajmniej 50 osób, może więcej, sala była pełna. Cały czas dostawiano kolejne krzesła, tak że frekwencja była wyższa niż urzędnicy zakładali” – mówi radny Migas w rozmowie z „Życiem Warszawy”.
Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami (ZGN) przyznał z kolei, że plac nie był myty w tym roku, obiecując, że zostanie to zrobione w roku następnym.
Mieszkańcy, w tym lokalni liderzy, seniorzy i młodzi rodzice, nie kryli swojego rozczarowania. Na placu, który miał tętnić życiem, są problemy sanitarne i rządzi nim strach. Przybyli na spotkanie wprost wyrażali oburzenie stanem terenu. „Czy mamy chodzić po fekaliach, butelkach, wymiocinach? To jest hańba dla naszej dzielnicy Panie Burmistrzu” – grzmiał jeden z cytowanych zarzutów. Mieszkańcy skarżyli się, że „cały plac cuchnie” i unikają jak mogą chodzenia w tym rejonie, a obietnice rewitalizacyjne okazały się zakłamywaniem rzeczywistości.