5.4°C
1007.8 hPa
Życie Warszawy

Wymiociny, fekalia, alkohol. Mieszkańcy mówią: „Hańba dla dzielnicy”. Burzliwe spotkanie o bezpieczeństwie na placu Szembeka

Publikacja: 29.10.2025 16:55

Policja odnotowała w październiku 75 interwencji w rejonie placu Szembeka

Policja odnotowała w październiku 75 interwencji w rejonie placu Szembeka

Foto: Google Street View

Spotkanie ws. bezpieczeństwa w rejonie placu Szembeka zakończyło się lawiną skarg i pustymi obietnicami. Na sali padały wulgaryzmy, a mieszkańcy Grochowa zebrali się tak licznie, że brakowało krzeseł. Czy dzielnica naprawdę jest bezradna w walce o cywilizowany wizerunek tego miejsca?

Plac Piotra Szembeka, położony na warszawskim Grochowie, miał być wizytówką dzielnicy po przeprowadzonym remoncie. Zamiast tego, stał się centrum problemów społecznych i kryzysu bezpieczeństwa. Gorycz niezadowolenia i frustracji wylała się na spotkaniu władz Pragi-Południe z mieszkańcami, które odbyło się we wtorek 28 października. Choć celem było wypracowanie rozwiązań, jak relacjonują uczestnicy, skończyło się na wymianie ostrych słów i obietnicy kolejnych rozmów.

Zamiast fontanny: wymiociny i fekalia

Emocje podczas spotkania na sali parafialnej przy pl. Szembeka sięgały zenitu. Radny Robert Migas, obecny na spotkaniu wraz z radną Dorotą Spyrką, opisuje atmosferę jako „bardzo gorącą”. Liczba uczestników przerosła oczekiwania organizatorów spotkania: „Było przynajmniej 50 osób, może więcej, sala była pełna. Cały czas dostawiano kolejne krzesła, tak że frekwencja była wyższa niż urzędnicy zakładali” – mówi radny Migas w rozmowie z „Życiem Warszawy”.

Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami (ZGN) przyznał z kolei, że plac nie był myty w tym roku, obiecując, że zostanie to zrobione w roku następnym.

Mieszkańcy, w tym lokalni liderzy, seniorzy i młodzi rodzice, nie kryli swojego rozczarowania. Na placu, który miał tętnić życiem, są problemy sanitarne i rządzi nim strach. Przybyli na spotkanie wprost wyrażali oburzenie stanem terenu. „Czy mamy chodzić po fekaliach, butelkach, wymiocinach? To jest hańba dla naszej dzielnicy Panie Burmistrzu” – grzmiał jeden z cytowanych zarzutów. Mieszkańcy skarżyli się, że „cały plac cuchnie” i unikają jak mogą chodzenia w tym rejonie, a obietnice rewitalizacyjne okazały się zakłamywaniem rzeczywistości.

Reklama
Reklama

Szczególnie dotkliwa jest kwestia higieny i narażania dzieci. Zgłaszano, że ludzie publicznie się załatwiają i myją w fontannach. „Jak nasze dzieci mają siadać na przystankach jak wcześniej tam leżą bezdomni. Czy przystanki są czyszczone?” – pytali uczestnicy, wskazując na to, że ławki nie są myte. Skutki tego chaosu są dramatyczne: „Czy Pan burmistrz zapłaci za psychoterapię mojego syna, który widzi na Szembeku defekujacych ludzi” – pytał jeden z rodziców. W tle tych problemów pozostaje kwestia łatwej dostępności alkoholu, która – zdaniem mieszkańców – jest źródłem większości awantur.

Interwencje i tłumaczenia służb

Na spotkaniu obecni byli przedstawiciele Policji, Straży Miejskiej, ZGN oraz Ośrodka Pomocy Społecznej. Służby próbowały bronić się statystykami: Policja odnotowała 75 interwencji w samym październiku, a Straż Miejska 180 interwencji od sierpnia.

Jednak liczby nie przekładają się na poczucie bezpieczeństwa. Mieszkańcy skierowali ostrą krytykę pod adresem policji, oskarżając o służby zbyt liberalne podejście. „To były takie zarzuty, że to wszystko jest za miękkie, że brakuje twardego podejścia do tych osób” – relacjonuje radny Migas. Służby tłumaczyły, że działają. „Oni mówią, że jeżeli ktoś po prostu jest pijany i siedzi, to nic nie da z tym zrobić” – relacjonuje radny.

Władze dzielnicy nie przedstawiły konkretnego planu działania

Mieszkańcy domagali się zaostrzenia działań, zwłaszcza w obliczu rażących wykroczeń: „Mieszkańcy się pytali, a jeśli ktoś defekuje albo spożywa alkohol, to dlaczego te osoby nie są ścigane. Policja mówiła, że je poucza.” Wśród zebranych oburzenie budził fakt, że nie są stosowane mandaty. „Żeby to nie były pouczenia, tylko mandaty. Za kilka mandatów już jest więzienie. I tutaj policja nie miała argumentów, dlaczego nie zaostrza swojego działania.”

Reklama
Reklama

Obiecanki-cacanki, czyli brak zobowiązań urzędników

Mimo znaczącej skali problemu i ogromnego oburzenia społecznego, władze dzielnicy nie przedstawiły konkretnego planu działania. „Nie było żadnego programu, z którym dzielnica przyszła” – mówi radny Migas. Burmistrz odpierał zarzuty, wskazując na prawne bariery. Tłumaczył, że „w zasadzie tym punktem niewiele da się zrobić”, a „ze sklepami monopolowymi też niewiele da się zrobić, bo to są prywatne punkty”.

Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami (ZGN) przyznał z kolei, że plac nie był myty w tym roku, obiecując, że zostanie to zrobione w roku następnym.

Konstruktywne propozycje rozwiązań, często pochodzące od młodszych mieszkańców, dotyczyły działań urbanistycznych: „Padały konkretne propozycje, żeby doświetlić plac, żeby zabezpieczyć pustostany”. Jednak i tutaj Zarząd Dzielnicy unikał zobowiązań. „No i odpowiedź była, że zobaczymy, czy się da. Nic nie obiecujemy” – relacjonuje Migas.

W tej sytuacji klub radnych Razem-Miasto Jest Nasze ponowił apel o powołanie komisji roboczej skupiającej urbanistów, służby i streetworkerów na rzecz faktycznej rewitalizacji Placu Szembeka oraz wprowadzenie nocnego zakazu sprzedaży alkoholu.

Spotkanie zakończyło się obietnicą organizacji kolejnego, bardziej roboczego spotkania. Niestety, jak przekazał radny, termin kolejnego spotkania też nie został jeszcze wyznaczony. Mieszkańcy Grochowa pozostają zatem z palącym problemem i niepewnością co do przyszłych, faktycznych działań.

Reklama
Reklama
Reklama