We wtorek 23 września, pod stołecznym Ratuszem, odbędzie się protest pod hasłem "Szukamy pracy dla dyrektora Puchalskiego". To symboliczne wydarzenie ma być kulminacją narastającej frustracji i wyraźnym sygnałem, że polityka prowadzona przez ZDM nie zadowala żadnej ze stron uczestników ruchu drogowego. Krytycy zarzucają mu zarówno zbyt powolne tempo zmian, jak i podejmowanie działań, które zwiększają korki.
Początki na stanowisku i sprzeczne oczekiwania
Łukasz Puchalski objął stanowisko dyrektora Zarządu Dróg Miejskich w 2015 roku, mając za sobą doświadczenie jako pełnomocnik ds. komunikacji rowerowej oraz wicedyrektor Zarządu Transportu Miejskiego. Jego nominacja wzbudziła nadzieje wśród zwolenników rewolucji rowerowej. Oczekiwano, że pod jego kierownictwem Warszawa przekształci się w miasto, w którym piesi i rowerzyści będą czuć się bezpiecznie, a ruch samochodowy zostanie uspokojony. Mimo aktywnego kontaktu z mieszkańcami i działań na rzecz rozwoju infrastruktury rowerowej, takich jak system Veturilo, oczekiwania te nie zostały w pełni spełnione.
Paradoks warszawskiej polityki drogowej
Praca dyrektora Puchalskiego jest pod ostrzałem z dwóch zupełnie różnych stron. Kierowcy, zrzeszeni w inicjatywach takich jak "Stop korkom", oskarżają go o celowe zwężanie ulic i likwidację miejsc parkingowych, co ich zdaniem prowadzi do paraliżu komunikacyjnego. Krytycy z tego obozu domagali się nawet jego dymisji, zarzucając mu ignorowanie potrzeb zmotoryzowanej części społeczeństwa.
Z drugiej strony, aktywiści miejscy i zwolennicy "miasta dla ludzi" są rozczarowani zbyt powolnym tempem zmian. Ich zdaniem, ZDM pod kierownictwem Puchalskiego nie wykorzystuje każdej okazji do poprawy bezpieczeństwa. Wskazują, że miasto wciąż faworyzuje samochody, a zamiast budować spójną sieć dróg rowerowych, stawia na drogie inwestycje drogowe, które zachęcają do korzystania z aut. Wielu z nich uważa, że ZDM idzie na półśrodki i kompromisy, które nie zadowalają nikogo i nie prowadzą do realnej transformacji.