Wczorajszy wieczór na warszawskiej Woli przebiegał zupełnie inaczej, niż mogli spodziewać się mieszkańcy ulicy Ordona. Zamiast spokoju, na terenie dawnych działek PKP pojawiły się tłumy. Wszystko za sprawą białoruskiego rapera Maxa Korzha, który w mediach społecznościowych, w tym na Instagramie i Telegramie, zaprosił swoich fanów na niezapowiedziane spotkanie. Chociaż nie było to oficjalne wydarzenie, szybko zgromadziło setki, jeśli nie tysiące osób, które hałasowały, używały rac i skutecznie zakłócały porządek publiczny.
Mieszkańcy Woli protestują
Oburzenie mieszkańców okolicznych osiedli było ogromne. Skarżyli się nie tylko na głośną muzykę i hałas, ale także na bałagan, jaki po sobie pozostawili uczestnicy zgromadzenia. Zostawione na placu setki butelek i innych śmieci, a także dewastacje i zanieczyszczanie terenu, wywołały falę krytyki, która szybko dotarła do urzędników.
Setki młodych ludzi zgromadziły się w rejonie ulicy Ordona
Stanowisko burmistrza i interwencja policji
Do sprawy odniósł się Krzysztof Strzałkowski, burmistrz dzielnicy Wola, który w oficjalnym komunikacie na Facebooku stanowczo odciął się od organizacji wydarzenia. Poinformował, że za zgromadzenie odpowiada prywatny organizator, który nie miał żadnej zgody na zorganizowanie imprezy masowej. Na miejsce szybko skierowano kilkudziesięciu policjantów, których siły sukcesywnie zwiększano w miarę narastania problemu. W kulminacyjnym momencie w akcji brało udział kilkuset funkcjonariuszy.
W wyniku interwencji policja wystawiła kilkadziesiąt mandatów, a sześć osób zostało zatrzymanych w związku z posiadaniem narkotyków. Burmistrz Strzałkowski zapowiedział także, że zostanie przygotowany wniosek do sądu o ukaranie organizatora, a władze dzielnicy zwrócą się do PKP, właściciela terenu, o weryfikację umowy z najemcą i wyciągnięcie konsekwencji. Dodatkowo, koszty sprzątania terenu mają zostać pokryte przez organizatora.