7.3°C
1016.4 hPa
Życie Warszawy

Warszawskie porządki komunikacyjne…

Publikacja: 09.11.2025 14:45

Plac Zawiszy i okolice z lotu ptaka w latach międzywojennych. Układ ulic się nie zmienł, ale ich wza

Plac Zawiszy i okolice z lotu ptaka w latach międzywojennych. Układ ulic się nie zmienł, ale ich wzajemna hierarchia już tak.

Foto: NAC

… zacząć by trzeba od remanentu. Bo usprawnić ruch można poczynając od działań najprostszych.

Dorobienie niecałych stu metrów jednego pasa Trasy Łazienkowskiej na odcinku ulicy Wawelskiej między Alejami Nieodległości za ulicę Krzywickiego umożliwiłoby mniej kolizyjne włączanie się wjeżdżających w Trasę z Niepodległości i skręcających w Krzywickiego. A że jest to jedyny skręt w lewo z Niepodległości w ten rejon Ochoty, to te sto metrów korkuje się non stop. I to miejsce jest zakorkowane od dziesiątków lat, i tyleż samo czasu trwa sugerowanie zmiany w tym miejscu.

Wawelska na odcinku od al. Niepodległości do Krzywickiego. Ten krótki fragment, to drobne przeoczeni

Wawelska na odcinku od al. Niepodległości do Krzywickiego. Ten krótki fragment, to drobne przeoczenie projektantów z lat 70. ubiegłego wieku trwa i krew psuje już kolejnyemu pokoleniu stołecznych kierowców. Czy do zmiany potrzeba aż tak wiele?

Foto: map.google.pl

Wystarczy się rozejrzeć

Takich miejsc w Warszawie jest wiele i może władze miasta powinny zrobić stosowny remanent. Bo czasem wystarczy pomyśleć, rozejrzeć się i – jak w wielu miastach świata – zrobić więcej ulic jednokierunkowych, mniej skrętów w lewo, a w zamian za to skręty w prawo, w prawo i w prawo ulicami jednokierunkowymi. Tyle, że robiąc je też trzeba myśleć. I to nie tak, jak w czasie upiększania ulicy Nowogrodzkiej pod siedzibą PiS, kiedy to wprowadzono jeden kierunek na krótkim odcinku. W efekcie cały ruch z Nowogrodzkiej musi włączyć się w zakorkowaną Koszykową, a ten z kolei z Koszykowej musi się dostać do Raszyńskiej.

Zbieg Nowogrodzkiej z Koszykową przy Raszyńskiej. Jakże inna pod koniec lat 30. była pozycja w tej d

Zbieg Nowogrodzkiej z Koszykową przy Raszyńskiej. Jakże inna pod koniec lat 30. była pozycja w tej drogowej układance ulicy Raszyńskiej. No, ale EKD (dziś WKD) dawała argumenty

Foto: NAC

Wprawdzie po latach starań – również mieszkańców z okolicy – założono kilka lat temu światła na rogu Koszykowej i Raszyńskiej. Tyle, że co jakiś czas zsynchronizowanie ich ze światłami na Placu Zawiszy się rozsynchronizowuje (może to nierealne?) i w efekcie mimo że auta z Koszykowej mają zielone, to stoją, bo nie mają dokąd jechać, gdyż skrzyżowanie z Raszyńską blokują ci, którzy na nie wjechali i czekają na zielone na Placu Zawiszy, żeby pojechać w stronę Towarowej. Placu ze świeżo wyremontowanymi torowiskami, tak wyprofilowanymi, że ani rolkarze, ani wrotkarze od dwóch miesięcy przejeżdżając Plac nie wywracają się i nie muszą zwalniać, bo nie czują, że przekraczają tory tramwajowe.  

Reklama
Reklama

A przed drogowcami jest jeszcze wykonanie czegoś trudniejszego – takie skoordynowanie tego węzła gordyjskiego, żeby z Koszykowej można było skręcić w lewo w Raszyńską, co uwolniłoby Plac Zawiszy od objeżdżających go kierowców z Koszykowej pragnących pojechać w stronę lotniska.

Każdy z nas Warszawiaków, jak się rozejrzy, to usprawnień może zaproponować bez liku. 

No i jest jeszcze jeden skręt w lewo – z Nowogrodzkiej w Koszykową, skręt którego nie ma, bo jest nakaz jazdy w prawo, czyli w stronę Raszyńskiej, ale liczba samochodów i kierowców łamiących ten zakaz jest ogromna. I to nie tylko tych uprzywilejowanych, bo tych od dwóch lat z Nowogrodzkiej wyjeżdża zdecydowanie mniej.

Małe, łatwe kroki

Każdy z nas Warszawiaków, jak się rozejrzy, to takich usprawnień może zaproponować bez liku. Tylko mało kto to robi, bo nikomu się już nie chce, bowiem, jeśli próbował bezskutecznie, to dochodzi do wniosku, że pisanie na Berdyczów mija się z celem.

A może właśnie powinno w Mieście działać centrum np. skarg i wniosków, które by przyjmowało je i reagowało? Na pewno wiele było by bezsensownymi, ale wiele mogło by niewielkim nakładem coś niecoś usprawnić.

Reklama
Reklama

Niby jest numer 19115, ale – przynajmniej wedle mnie – wymaga usprawnienia, udrożnienia i sprawienia, by reagowano szybciej, łatwiej i efektywniej.

Zajrzyjmy raz jeszcze na Plac Zawiszy. Są lata 60. W lewym dolnym rogu jest cyrk, brakuje zaś nitki

Zajrzyjmy raz jeszcze na Plac Zawiszy. Są lata 60. W lewym dolnym rogu jest cyrk, brakuje zaś nitki al. Jerozolimskich prowadzącej na zachód. Gdy pobiegniemy okiem zgodnie ze wskazówkami zegara zobaczymy przystanki tramwajowe na Towarowej wyposażone w przejście podziemne. Dziś jest ono wstydliwie schowane, bo też jego stan nie może być dobry skoro podczs ostatniego remontu torowiska na placu zrezygnowano z układania przygotowanych wcześniej betonowych prefabrykatów a zadowolono się podsypką z tłucznia. Dalej za dworcem Warszawa Ochota stoją jeszcze ostańce przedwojennej Warszawy, które tak dobrze zagrały w filmie dla młodzieży „Paragon Gola". Po drugiej zaś stronie Alej Jerozolimskich zwraca uwagę brak biurowca, który przez lata całe mieścił redakcję „Ekspresu Wieczornego", bo o wieżowcu Vahapa Toya nikt nawet nie myślał. No i w zasadzie jest tak samo jak dziś, bo przecież brak Hotelu Sobieski to opowieść z innej epoki.

Foto: NAC

Wiele spraw nurtujących czy denerwujących mieszkańców jest do załatwienia małymi, łatwymi kroczkami. Nie mówię o konieczności remontu ostańców czy domów na warszawskiej Pradze, czy starych kamienic stojących w głębi w podwórkach (w samym środku centrum), bo decyzje finansowe są trudne do podjęcia. Ale pokazanie, że się tymi domami zajmujemy poprawiłoby atmosferę w mieście.

Wiemy, że wiele stowarzyszeń i partyjek walczy o swoje istnienie właśnie spierając się z rządzącymi Warszawą. W efekcie zamiast sprzedać stare kamienice deweloperom w zamian nie tylko za pieniądze, ale i za budowanie nowych mieszkań komunalnych, zabytkowe domy niszczeją, bo spór goni spór. A byłoby to z korzyścią odnowienie staroci i wybudowanie nowych mieszkań.   

 Wiele takich drobnych zmian zadowoliłoby mieszkańców, choć zadowolić nas jest bardzo trudno, bo nasze polskie uwielbienie do narzekania jest cechą narodową. Ale sprawdzenie, czy rzeczywiście – jak twierdzą na Saskiej Kępie – autobus do metra jest jeden i jeździ raz na pół godziny, jest łatwe i nie wymaga wielkiego zachodu.

Reklama
Reklama
Reklama