Otwarcie połączenia do Wilaniwa i na Stegny prowadzącego poprzez Spacerową i Sobieskiego to naprawianie błędów sprzed pół wieku, gdy postanowiono bezrozumnie o likwidacji części linii tramwajowych w mieście
Warszawska komunikacja to jeden z najciekawszych przypadków tego jak miasto, odbudowane po wojennych zniszczeniach i podlegające przemianom architektonicznym, przestrzennym i demograficznym, jest wciąż modernizowane. A dyskusje jak modernizować warszawską komunikację trwają od lat i będą trwały.
Dokładnie 20 lat temu (3 października 2005 r.) ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński uroczyście uruchomił pierwszą linię SKM – kolej, która miała wspomóc warszawską komunikację. Skład przygotowany w nowosądeckim Newagu, a wypożyczony z kolei trójmiejskiej, popołudniu już się zepsuł. Data uruchomienia linii była istotna, było to tuż po wyborach parlamentarnych, a chwilę przed wyborami prezydenckimi, które wygrał właśnie Lech Kaczyński. Prezydentem Polski został 22 grudnia 2005 roku.
Reklama
Reklama
Data uruchomienia pierwszej linii SKM była istotna, było to tuż po wyborach parlamentarnych, a chwilę przed wyborami prezydenckimi, które wygrał właśnie Lech Kaczyński.
Foto: Maciej Skawiński
Droga
do zanikającej Huty
20 lat temu metrem, dwadzieścia lat po rozpoczęcia budowy, można było dojechać z Lasu Kabackiego do Placu Wilsona. Było już wiadomo, że chwilę później dotrzemy do dawnego autobusowego Dworca Marymont. Metro zgodnie z pierwotnym planem budowano do Huty Warszawa. Miało łączyć wielką socjalistyczną budowę z wielką dzielnicą mieszkaniową. Sęk w tym, że wielka budowa socjalizmu, jakim była Huta Warszawa, najpierw zamieniła się w Hutę Luccini, a później zaczęła zanikać.
Foto: mat. pras.
Do dziś nie sposób zrozumieć, czemu od Placu Wilsona odnoga metra nie została pociągnięta pod ulicą Mickiewicza, obok Trasy Armii Krajowej, a dalej mostem lub tunelem na drugą stronę Wisły do Tarchomina, który już wszak w latach 80. XX wieku był rosnącą dzielnicą mieszkaniową z wielkimi perspektywami. Można też było tę linię rozdwoić i skierować drugą nitkę w kierunku Bródna.
Reklama
Reklama
Reklama
Jednak wówczas myślano, jak tylko dokończyć pierwszą linię, a myślenie o drugiej było w powijakach. Uczciwie przyznać należy także, że nikomu nie przychodziło do głowy, iż huta, jako wielki zakład z setkami pracowników, zniknie z powierzchni ziemi.
Wtedy też zadawałem pytanie, dlaczego miasto nie może dogadać się z PKP i wykorzystać istniejących linii kolejowych tak, by właśnie tą drogą połączyć odległe krańce Warszawy z centrum. Albo zrobić kolejową obwodnicę miasta.
Układ
jest i działa
Mapa sieci torowisk kolejowych w Warszawie pokazywała możliwość połączenia metra Kabaty z lotniskiem i Dworcem Zachodnim. Wtedy zdawało się niemożliwe stworzenie dziś funkcjonujących tras SKM poprzez Dworzec Gdański do Legionowa czy Nowego Dworu Mazowieckiego. Te linie można było połączyć po stronie praskiej z linią do Otwocka. A torowiskami kolejowymi połączyć Wolę i Bemowo z końcową stacją metra przy Hucie. Te szybkie linie przecinające i okalające Warszawę oraz łączące ją z okolicznymi miastami po Otwock, Nowy Dwór, Pruszków czy Radom i Warkę zdawały się być marzeniem.
Pierwszy skład stołecznej SKM sfotografowany na Stacji Sulejóek-Miłosna był wypożyczony z trójmiejskiej SKM
Foto: Marek Goźliński
Dlaczego to przypominam? Bo 20 lat temu to uruchomienie, udrożnienie SKM, Kolei Mazowieckich i stworzenie wspólnego organizmu komunikacyjnego zdawało się nierealne. A jednak relatywnie niewielkim nakładem kosztów, po potrzebnych modernizacjach, można było połączyć centrum z lotniskiem. Dziś taki układ jest i działa.
Wówczas też rozważano dopiero przygotowanie projektów Mostu Północnego, a także linii tramwajowej od Huty na Tarchomin. Pisałem wówczas, że równie prostym rozwiązaniem byłaby budowa nowych przepraw dla szybkich tramwajów, modernizacja przeprawy tramwajowej na Moście Gdańskim i pociągnięcie zmodernizowanej linii tramwajowej do Tarchomina. Choć biorąc pod uwagę czas budowy linii tramwajowej wzdłuż Powstańców Śląskich, która to budowa ciągnęła się i ślimaczyła, proponowane rozwiązanie zdawało się być planem jeszcze mniej realnym.
Reklama
Reklama
20 lat temu problemem był brak konkretnych dalekosiężnych planów oraz decyzji, takich, jakie rysował i podejmował przed II wojną prezydent Stefan Starzyński.
Zmiany
przeogromne i widoczne
Dziś jesteśmy po wielkim remoncie warszawskich torowisk od Okęcia w kierunku centrum, po wielkiej i błyskawicznej przebudowie torowiska na placu Zawiszy, po budowie nowoczesnego torowiska od Babki, czyli Ronda Zgrupowania Radosław, przez Rondo Starzyńskiego do Ronda Żaby i nowego, zielonego na Marszałkowskiej. Jesteśmy po uruchomieniu nowych linii tramwajowych do Wilanowa, na Stegny i w ciągu ulicy Gagarina. Mamy wielką budowę linii Dworzec Zachodni–Banacha, która połączy kiedyś Wolę z Mokotowem i Wilanowem.
Tempo prac i zmiany na Placu Zawiszy wyznacza nowy standard remontów stołecznej infrastruktury
Foto: Cezary Warś
Te zmiany w komunikacji warszawskiej są przeogromne i widoczne. Sam remont torowiska nad linią kolejową między Arkadią a Placem Grunwaldzkim skrócił czas przejazdu z Placu Zawiszy na Plac Grunwaldzki z 21 do 15 minut!
Choć oczywiście malkontenci już widzą negatywy – a to, że jeszcze nie ma zielonej tramwajowej fali na Marszałkowskiej, a to, że rozchodnik jest tylko do Świętokrzyskiej, a nie dalej do Alej Jerozolimskich.
Zastanawiam się jednak nad tym, czy nie można by oprócz wykorzystywania unijnych dotacji – wypuścić miejskie obligacje. Sądzę, że wielu – nie tylko Warszawiaków – byłoby zainteresowanych takimi np. obligacjami „tramwajowymi” czy na metro. Rzecz jasna jednak pod warunkiem, że będą one w zarządzie nie tylko samorządu, nie tylko państwa, ale będą zarządzane przez konsorcjum prywatno-publiczne. Do sensowności przedsięwzięcia i wiarygodności takiego konsorcjum trzeba mieć przecież zaufanie.
Reklama
Reklama
Ostatnie dwadzieścia lat dało wiele pozytywnych zmian w mieście. Szczególnie w komunikacji. Dla wielu wędrujących po świecie warszawska komunikacja jest wzorcem niedościgłym i nierealnym w wielu miastach świata. Mój znajomy pracujący przy budowie tramwaju w Toronto, oglądając budowę tramwajowego tunelu pod Alejami, oglądając tempo prac i zmiany na Placu Zawiszy, pytał pracowników warszawskich tramwajów o to, jakim cudem im się to udaje.
Dla wielu wędrujących po świecie warszawska komunikacja, a szczególnie transport synowy, jest wzorcem niedościgłym i nierealnym w wielu miastach świata
Foto: mat. pras.
Zagadki
wciąż aktualne
Jednak nie wszystkie problemy komunikacyjne udało się rozwiązać. Jest kilka warszawskich bolączek, które od lat są przykładem niemożności czy też nieumiejętności. Myślę tu o jednej z najdłużej trwających prowizorek w Warszawie, czyli przedłużeniu Alej Jerozolimskich od Placu Zawiszy w kierunku granic miasta. W stronę centrum prowizorycznie poprowadzono ruch samochodowy przez Niemcewicza i Grójecką, zamiast drugą nitką Alej Jerozolimskich od Białobrzeskiej do Placu Zawiszy. To rozwiązanie komunikacyjne stworzyło w tym miejscu sposób na permanentny korek. A tej prowizorce – i dlatego o niej wspominam – stuknie lada dzień pół wieku!
Na koniec rozważań jeszcze pytanie do Czytelników – kto pamięta od kiedy istnieje dziwny zawijas komunikacyjny dla jadących Żelazną do Koszykowej? Dziś trzeba wjechać na Plac Starynkiewicza, następnie skręcić w lewo w Nowogrodzką, dalej w prawo w ulicę Lindleya, by tą, niedawno jeszcze bardziej zwężoną, dwukierunkową ulicą dotrzeć do ulic Oczki i Koszykowej. Dodam, że wcześniej było tak, iż ruch w stronę Koszykowej był poprowadzony koło szpitala położniczego, czyli ulicą Plac Starynkiewicza, a ruch w stronę Alej Jerozolimskich ulicą Lindleya wzdłuż szpitala.
Reklama
Reklama
Widomym znakiem kiepskiego stanu widuktu łączącego Plac Zawiszy i ulicę Towarową jest odsunięcie przystanków tramwajowych od ronda i likwidacja istniejących tu wcześniej przejść podziemnych (na zdjęciu plamy asfaltu w kształcie litery T)
Foto: Google Maps
W ramach komunikacyjnych zagadek z tego rejonu miasta można próbować sobie wyobrazić, jak będzie wyglądać objazd wiaduktu na Towarowej koło placu Zawiszy, gdy przejazd nad torami zostanie zburzony. A ta chwila zbliża się nieuchronnie i zdaniem ekspertów - musi się zadziać szybko. Szybciej niż odkładany przez kolejarzy remont linii średnicowej.
Marzy się takie rozwiązanie, jakie zastosowali warszawscy tramwajarze, którzy wykonali gigantyczną pracy na Placu Zawiszy wymieniając wszystkie tory i zwrotnice w niespełna półtora miesiąca. A objazdy każdego kawałka trwały po tydzień, niektóre dwa. Jak będzie nad linią kolejową?