Park Żerański miał być wizytówką warszawskiej Białołęki – 13-hektarową, zieloną przestrzenią wzdłuż Kanału Żerańskiego. Inwestycja realizowana przez Zarząd Zieleni, planowana jako symbol rewitalizacji terenów poprzemysłowych, miała łączyć naturę z historią miejsca. W planach są ścieżki pieszo-rowerowe, pomosty, place zabaw i pawilon gastronomiczny. Jednak w ostatnich miesiącach wizja idealnego parku ustąpiła miejsca narastającemu konfliktowi, który stawia pod znakiem zapytania nie tylko datę otwarcia, ale i jego ostateczny kształt.
Hałdy gruzu i walka o bezpieczeństwo
Głównym punktem spornym jest koncepcja zagospodarowania terenu, która zakłada pozostawienie betonowych elementów po dawnych zakładach prefabrykacji budowlanej. Szczególne oburzenie wzbudzała sterta luźnego gruzu i betonowych prefabrykatów z wystającymi zbrojeniami w okolicach wejścia od ulicy Płochocińskiej. Mieszkańcy obawiali się, że dzieci, traktując prowizoryczne barierki jako przeszkody, mogą doznawać tam urazów. Zwracano uwagę na fakt, że mimo obietnic Zarządu Zieleni o usunięciu niebezpiecznych elementów, przez długi czas nic w tej kwestii się nie zadziało.
O ile dla projektantów parku miały one stanowić o tożsamości miejsca i „czwartej przyrodzie”, o tyle dla wielu mieszkańców są po prostu niebezpiecznym gruzowiskiem. Obawy o bezpieczeństwo, szczególnie dzieci, były na tyle silne, że mieszkańcy wielokrotnie apelowali o usunięcie luźnego gruzu i wystających prętów zbrojeniowych. Po długotrwałej presji, Zarząd Zieleni w końcu uległ i zadeklarował, że wszystkie niebezpieczne pręty i luźny gruz zostaną uprzątnięte do końca budowy.