16.6°C
1021.1 hPa
Życie Warszawy

Mieszkańcy Wilanowa kontra Dino. Jak może zakończyć się ten konflikt?

Publikacja: 06.08.2025 07:45

Mieszkańcom Wilanowa sklepy Dino przypominają kurnik

Mieszkańcom Wilanowa sklepy Dino przypominają kurnik

Foto: Shutterstock

Znany z „Polski powiatowej” supermarket Dino ma powstać w warszawskim Wilanowie, w okolicach zamieszkiwanych głównie przez pracowników działających w stolicy korporacji. „Nie chcemy tu czegoś, co wygląda jak kurnik” – twierdzi część mieszkańców.

Sieć Dino postanowiła otworzyć supermarket w okolicach, które zamieszkują głównie pracownicy stołecznych biurowców, często młodzi dorośli i rodziny z dziećmi. Jak opisują socjolodzy, aspirują oni do wyższej klasy społecznej, niż ta, do której faktycznie należą, co wyraża się w ich stylu życia, zwyczajach i oczekiwaniach. To głównie ludzie klasy średniej, dobrze wykształceni, pracujący w korporacjach lub na stanowiskach związanych z marketingiem, zarządzaniem czy wolnymi zawodami, którzy zainwestowali w nieruchomości na kredyt, by zamieszkać w prestiżowej dzielnicy Warszawy.

„Burżuazja kredytowa” protestuje przeciw supermarketowi

Wielu mieszkańców ma wyraźne aspiracje do wejścia klasę wyższej, mimo że formalnie zalicza się do klasy średniej. Ta grupa społeczna jest świadoma swojego statusu i jego granic, stara się wyróżnić poprzez styl życia i konsumpcję, nierzadko odwracając się od środowisk mniej zamożnych. Działania takie przekładają się na tworzenie się zamkniętych enklaw społecznych, gdzie dominuje obawa przed utratą statusu, dbałość o prestiż i separacja od tzw. „nizin społecznych”. Aspiracje te wpływają także na sposób, w jaki mieszkańcy organizują życie rodzinne i społeczne, mocno skupione na prywatności, kontroli otoczenia i budowaniu pozycji społecznej „od zera”, często określanej jako „burżuazja kredytowa”. Złośliwi porównują ich do Hiacynty Bukiet ze znanego angielskiego serialu komediowego „Co ludzie powiedzą”.

Nic więc dziwnego, że budowa sklepu sieci Dino wywołała falę oburzenia wśród części mieszkańców, którzy uważają, że obecność takiego dyskontu rujnuje prestiż ich dzielnicy. Wilanów jest postrzegany jako miejsce eleganckie, skupiające ludzi dbających o estetykę i spójny wygląd otoczenia. Tymczasem budynek Dino (sklepy sieci są zaprojektowane według wystandaryzowanego projektu) został wielokrotnie skrytykowany jako „kurnik” – prosty, bezduszny i niepasujący do stylu luksusowej zabudowy. Mieszkańcy obawiają się, że obecność sklepu z sieci dyskontowej, powszechnie kojarzonej z masową, tanią konsumpcją, podkopie ich pozycję społeczną i zmieni charakter tej eleganckiej enklawy.

Dla społeczności Miasteczka Wilanów, która mocno dba o swój wizerunek, taka inwestycja jest symbolem „zanurzenia” w codzienną, masową konsumpcję, która stoi w sprzeczności z ich aspiracjami do klasy wyższej. Mieszkańcy alarmują, że sklep przyczyni się też do większego ruchu, hałasu i utraty części zielonych przestrzeni, co dodatkowo podważy aurę ekskluzywnego osiedla.

Internauci szybko podchwycili temat i zaczęli drwić z charakterystycznej wilanowskiej troski o „prestiż” sklepu, śmiejąc się, że w Dino będą promocje na „torebki Louis Vuitton” czy „płetwy z rekina” – bo przecież skoro sklep jest zbyt zwykły, to przynajmniej asortyment musi być... ultra luksusowy?

Odwszawialnia zamiast restauracji na parterze

Protesty snobistycznych mieszkańców nie są jednak niczym nowym ani w Warszawie, ani na świecie. Kilkanaście lat temu na Powiślu właściciel lokalu użytkowego próbował uruchomić restaurację. Pomysł nie spodobał się mieszkającym tam osobom, które uznały, że projekt nie jest wystarczajaco ekskluzywny i nie będzie pasował do eleganckiego budynku. Po kilku próbach dostosowania się do oczekiwań protestujących i ciągle odrzucanych propozycjach zmian właścicielowi puściły nerwy. Przemalował witryny na różowo i wstawił tam napisy „Tania odzież”, „odwszawialnia” itp. Dbający o prestiż sąsiedzi komentowali później w mediach, że mieli przez to problemy ze zdrowiem.

Z kolei mieszkańcy zamkniętego, prestiżowego osiedla Dębowe Tarasy w Katowicach zdecydowali, że sklep Żabka będzie dostępny wyłącznie dla nich. Gdy reporter opisujący tę sytuację próbował zrobić zakupy, usłyszał od ochrony, że sklep nie obsługuje osób spoza osiedla. Taka decyzja miała na celu utrzymanie „ekskluzywności” usług na terenie osiedla i minimalizowanie napływu z zewnątrz. Skutkowało to protestami oraz medialną dyskusją o prywatyzacji przestrzeni miejskiej i zbyt dużej selekcji usług, by zachować ekskluzywny charakter dzielnicy.

Wojna z supermarketami za granicą

Podobne przykłady można znaleźć również poza granicami Polski. Mieszkańcy zamożnej londyńskiej dzielnicy zorganizowali petycje i lokalne protesty przeciwko planowanemu otwarciu dużego dyskontu, argumentując, że taki sklep obniży prestiż i wpłynie negatywnie na charakter okolicy. Pomimo pierwotnych sprzeciwów, dyskont został otwarty, lecz społeczność szybko zorganizowała sieć małych butików, specjalistycznych sklepów i lokalnych targów, które oferowały ekskluzywne produkty, co skutecznie przeciwdziałało komercjalizacji oraz napływowi masowego klienta. Ta aktywność lokalna utrzymała unikalny klimat dzielnicy i stała się przykładem, jak społeczność sama może kształtować charakter przestrzeni handlowej, nawet mimo obecności dużych graczy.

Również w nowojorskiej, prestiżowej dzielnicy mieszkańcy nie zaakceptowali planów otwarcia globalnego supermarketu. Udało im się zablokować oryginalny projekt w sądzie. W wyniku negocjacji z inwestorem powstał luksusowy sklep spożywczy o wyselekcjonowanym asortymencie i wysokim standardzie usług, dostosowany do oczekiwań społeczności.

W jednym z luksusowych, markowych osiedli w Dubaju mieszkańcy protestowali przeciwko planom otwarcia standardowego supermarketu, obawiając się utraty prestiżu i natężenia ruchu. W wyniku intensywnych konsultacji między mieszkańcami a deweloperem powstał kompromis: zamiast dyskontu powstał sklep z wyselekcjonowaną, premium ofertą produktów oraz przestrzeń rekreacyjna i reprezentacyjna wokół sklepu. Osiedle w Dubaju znane jest z drogich rezydencji i luksusowych udogodnień, więc takie rozwiązanie pozwoliło na zachowanie wysokiego standardu życia i dodatkowo podniosło atrakcyjność miejsca.

Z kolei w kanadyjskim Toronto, jednym z ekskluzywnych osiedli, mieszkańcy podjęli zdecydowany sprzeciw wobec planów budowy dużego supermarketu w ich okolicy. Społeczność obawiała się, że powstanie takiego sklepu zwiększy ruch samochodowy, hałas i wpłynie negatywnie na prestiż oraz bezpieczeństwo dzielnicy. W odpowiedzi mieszkańcy zorganizowali kampanie medialne, zbierali podpisy pod petycjami i uczestniczyli w konsultacjach miejskich, aby wstrzymać inwestycję. W efekcie lokalne władze odroczyły projekt, a inwestorzy zrezygnowali z budowy supermarketu w pierwotnej formie.

Nietypowym zakończeniem konfliktu było przekształcenie planowanego supermarketu w mikrogalerię sklepów rzemieślniczych i butików z wysokiej jakości, często lokalnymi, produktami. Ta zmiana nie tylko zachowała unikalny charakter osiedla, ale także wspierała lokalny biznes i integrację społeczności.

Protestującym z Wilanowa pozostaje więc kilka rozwiązań. Pierwsze, niczym z wiersza „Paweł i Gaweł”, „nacisnąć głębiej czapkę” i udawać, że nic w okolicy się nie zmieniło ignorując istnienie nowej placówki handlowej, drugie to stworzyć grupę, która trawiąc bezsensownie energię uprzykrzy protestami działalność sieciowego dyskontu i trzecie, wymagające prawdziwego zaangażowania i umiejętności działania w grupie, samoorganizacja podobna do tej, którą wykazali się mieszkańcy innych światowych metropolii. Czas pokaże, która opcja zostanie wcielona w życie.