Park Żerański, długo oczekiwana inwestycja na 13-hektarowym terenie wzdłuż Kanału Żerańskiego, miał być wizytówką warszawskiej Białołęki. Rewitalizacja dawnych terenów poprzemysłowych miała połączyć naturę z historią, a plany Zarządu Zieleni m.st. Warszawy były ambitne: bulwar, pomosty, plac zabaw w koronach drzew i nowoczesny pawilon.
Ostatnie doniesienia prasowe, bazujące na słowach Magdaleny Młochowskiej, dyrektor koordynator ds. zielonej Warszawy, ogłosiły triumfalny koniec prac. „Sama inwestycja została już zakończona” – mówiła urzędniczka, dodając, że nie spodziewa się „jakichkolwiek krytycznych uwag, na tyle dużych, aby inwestor musiał jeszcze coś poprawiać”. Mieszkańcy, obserwujący budowę na co dzień, twierdzą, że są to słowa, które zaklinają rzeczywistość.
Zamiast otwarcia – lista zarzutów
Podczas gdy urzędnicy szykują się do odbiorów, internetowa społeczność mieszkańców, zorganizowana wokół kanału, prezentuje długą listę usterek i zaniedbań. Zamiast idealnej, zielonej przestrzeni, na placu budowy widać efekty sporej fuszerki. W ciągach pieszych, które miały być główną arterią parku, są dziury „na wylot”, a nawierzchnia została zniszczona przez ciężki sprzęt. Co więcej, niektóre odcinki są wykonane niepoprawnie i zagrażają bezpieczeństwu. Mieszkańcy zauważyli, że na terenie inwestycji brakuje wielu kluczowych elementów: nie zamontowano wszystkich pomostów, brakuje ławek, koszy na śmieci, a nawet desek przy parku linowym, jednej z głównych atrakcji dla dzieci.
Gruzowisko i brak zieleni
Wielokrotnie podnoszona przez mieszkańców kontrowersja dotycząca pozostawienia betonowych pozostałości po fabryce wciąż pozostaje nierozwiązana. Mimo zapewnień, że niebezpieczne elementy zostaną usunięte, na terenie parku nadal zalega „wysypisko gruzu” i wystają niebezpieczne pręty.