14.8°C
1023.3 hPa
Życie Warszawy

W budżecie obywatelskim chodzi o to, żeby tworzyć mikrowspólnoty

Publikacja: 03.07.2025 13:00

Budżet partycypacyjny ma za zadanie przede wszystkim zaktywizować społeczność

Budżet partycypacyjny ma za zadanie przede wszystkim zaktywizować społeczność

Foto: Fundacja Jeden Muranów

Zmiany regulaminowe w budżecie obywatelskim ograniczały potencjał aktywnych wspólnot i zniechęciły mieszkańców Warszawy do brania udziału – mówi Marek Ślusarz, społecznik i prezes fundacji „Jeden Muranów”.

O budżecie obywatelskim mówi się coraz gorzej. W tym roku frekwencja była trochę lepsza, ale nadal zagłosował tylko ok. 3 proc. mieszkańców Warszawy. Z czego to może wynikać?

Jestem ogromnym fanem budżetu partycypacyjnego i od początku jego istnienia aktywnie włączyłem się w jego budowę. W pierwszym budżecie partycypacyjnym (dotyczącym projektów realizowanych w 2015 r.) mieszkańcy zgłosili 1396 projektów. W następnym roku liczba projektów wzrosła o 67 proc. i wyniosła 2333. W trzecim roku wzrost już nie był tak spektakularny, wyniósł 2659 złożonych projektów, co dało niespełna 14 proc. w stosunku do ubiegłego roku. Ostatnim rokiem wzrostu były projekty z przewidywaną realizacją w 2018 roku. Wtedy zanotowano najmniejszy przyrost 8,7 proc., wówczas warszawiacy złożyli 2783 projekty. Była to jak dotychczas największa liczba projektów złożonych w budżecie partycypacyjnym.

Marek Ślusarz, prezes fundacji „Jeden Muranów”, organizator sąsiedzkiego pikniku „Muranów leży nam n

Marek Ślusarz, prezes fundacji „Jeden Muranów”, organizator sąsiedzkiego pikniku „Muranów leży nam na sercu”, Smoczej Parady, a także biegu Muraton. Były przewodniczących Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego na Woli, popularyzator miejskich narzędzi wspierających lokalne wspólnoty.

Foto: arch. pryw.

Kiedy te liczby zaczęły spadać?

Pierwszy spadek nastąpił w 2019 roku. Był to wynik mniejszej liczby obszarów lokalnych. Na Woli pięć obszarów zostało zamienione na trzy. Moim zdaniem stały się one zbyt duże, nie były już związane z historycznym podziałem dzielnicy, a co za tym idzie, straciły lokalność. W ostatnim czasie obserwujemy wzrost liczby składanych projektów. Ma to związek z ponownym podziałem dzielnic na mniejsze obszary.

Formuła budżetu obywatelskiego, która miała być narzędziem angażującym mieszkańców do wprowadzania zmian w najbliższej okolicy przez lata traciła na ważności, choć na początku rzeczywiście tak było. Czy ten trend się odwróci – zobaczymy.

Wiele zmian regulaminowych w kolejnych latach ograniczało często potencjał aktywnych wspólnot i zniechęcało mieszkańców Warszawy do brania udziału w tej inicjatywie.

O jakiego rodzaju „usprawnienia” chodzi?

Choćby o zmianę obszarów, w których można głosować. Na początku były to bardzo małe fragmenty miasta, przez co mieszkańcy rzeczywiście decydowali o swoim najbliższym otoczeniu. Niestety urzędnicy zwiększyli te obszary, przez co wiele projektów, które dostały się do etapu głosowania, jest dla ludzi zupełnie abstrakcyjnych. W budżecie obywatelskim nie chodzi o to, by mieszkańcy Mokotowa urządzali ogródki na Białołęce, ale o to, żeby tworzyć mikrowspólnoty, projekty sąsiedzkie. Widzę, że ratusz próbuje zrobić pewne reformy, ale powinno się podzielić dzielnice na jak najmniejsze fragmenty. To przecież jasne, że lokalne projekty wymyślone przez grupę mieszkańców będą przez nich dopilnowane i zadbane.

Urzędnicy wiedzą lepiej, co jest potrzebne ludziom?

Po kilku latach nieraz słyszałem od pracowników dzielnicy słowa: „to zrealizujemy w budżecie obywatelskim”. To niesamowite! Budżet obywatelski nie służy realizacji zadań dzielnicy, ale wspieraniu aktywności mieszkańców.

Bardzo często niektórzy urzędnicy – podkreślam, że niektórzy – odrzucają projekty mieszkańców bez wyraźnych, mocnych powodów. Został złożony np. projekt tablicy informacyjnej uzupełnionej o możliwość lokalnych konsultacji, gdzie mieszkaniec mógłby w prosty sposób odpowiadać na pytanie (tak/nie), a wyniki przekazywane były online do urzędu. Urząd nie skontaktował się z projektodawcą w sprawie wyceny. Przyjął, że taka tablica będzie kosztować tyle ile tablica pomiaru prędkości na autostradzie! Wyszło drogo, nie mieściło się w budżecie. Powstają bardzo ciekawe pomysły, które następnie są odrzucane przez urząd z niezrozumiałych powodów. To kolejna rzecz, która zabija w ludziach chęć do uczestnictwa w takich programach jak budżet obywatelski. Wiele osób się poddaje i uważa, że nie warto przygotowywać własnego projektu, skoro urzędnik i tak to odrzuci. To nie powinno działać w ten sposób. Tylko nieliczni decydują się na odwołania i walkę.

Czy ludzie przez to mogą się zniechęcić do jakiejkolwiek działalności?

Ogólnie ludzie są zapracowani, mają wiele rzeczy na głowie i działalność społeczna bardzo często schodzi na ostatni plan. Można to zauważyć podczas akcji, które organizujemy. Ludzie chętnie się dorzucają finansowo, ale jeśli chodzi o poświęcenie czasu – to już z tym gorzej.

Fundacja „Jeden Muranów” prowadziła akcję „Malarze podwórkowi”, podczas której zamalowywano bazgroły na ścianach. Co się z nią stało?

To właśnie przykład sytuacji, o której mówiłem wcześniej. Bardzo często zdarzało się, że robiliśmy akcję odnawiania ściany na budynku, a nie dołączał do nas nikt z jego mieszkańców. Tymczasem w akcji nie chodziło o to, żeby stworzyć darmową firmę usługową, ale żeby zaktywizować mieszkańców, włączyć ich do wspólnego dbania o przestrzeń miejską, stworzyć coś ciekawego. Ten projekt będzie oczywiście kontynuowany, ale musimy go odpowiednio zmodyfikować. Muszę jednak przyznać, że mimo braku uczestnictwa mieszkańców z zamalowywaniu bazgroł zaobserwowałem, że w wielu miejscach mury budynków są czyste i zadbane.