Pełna konserwacja polichromii była odpowiedzią na pogarszający się stan malowidła, które łuszczyło się i było zanieczyszczone. Prace zlecone przez Biuro Stołecznego Konserwatora Zabytków, zostały przeprowadzone przez konserwatorkę Marię Sęk-Pudłowską. Wieloetapowy proces renowacji miał na celu nie tylko przywrócenie estetyki, ale przede wszystkim uratowanie unikatowego malowidła przed dalszą degradacją.

Technologia zgodna ze sztuką i historia

Proces konserwacji był precyzyjny i wieloetapowy. Na początku zabezpieczono zniszczone części malowidła, a po oczyszczeniu z zanieczyszczeń, dokonano jego dezynfekcji i impregnacji. Konserwatorka uzupełniła ubytki tynków i podkleiła odspojone fragmenty. Najbardziej wymagającym zadaniem okazało się zabezpieczenie łuszczących się fragmentów na metalowych belkach stropu. Po ich oczyszczeniu i zabezpieczeniu antykorozyjnym, odspojone fragmenty warstwy malarskiej zostały ponownie przyklejone. Ostatnim etapem było scalenie kolorystyczne malowidła i sztukaterii, które wykonano w odwracalnej technice, zachowując tym samym technologiczny dystans między renowacją a oryginałem. Całość zabezpieczono werniksem.

Zaskakujące odkrycia: dzika kaczka i słońce

Efekty konserwacji przerosły oczekiwania. Po usunięciu wtórnych przemalowań, okazało się, że ciemny ptak, który znajdował się nad podestem, to w rzeczywistości dzika kaczka na zielonym tle. W górnej partii malowidła odsłonięto też niebo i słońce, które wcześniej były zakryte. To nie jedyna niespodzianka. Prace konserwatorskie potwierdziły, że malowidło tworzyło dwóch różnych artystów. Pierwszy z nich, o mniej wprawnej ręce, namalował część nieba z puttami. Drugi, profesjonalny dekorator, dokończył resztę kompozycji na znacznie wyższym poziomie artystycznym. Potwierdzają to widoczne ślady pędzla, nachodzące na namalowane tło z pierwszej fazy.